Friday 29 January 2016

3. Fast Cars



Ile razy chcieliśmy od tak wsiąść do samochodu i pojechać w siną dal? Nie oglądać się za siebie. Tylko jechać. Prosto. Przed siebie. Bez celu.
Nie mieć żadnych zobowiązań, obowiązków, zmartwień. Nie przejmować się niczym. I przede wszystkim odciąć się od otaczającej, często brutalnej rzeczywistości. Szczególnie ostatnio.
Praca? Szkoła? Studia? Matura (Wielki Egzamin Dojrzałości)?
S T O P .
Bzdurą jest nazywanie zarówno matury, jak i jej obcojęzycznych odpowiedników, Wielkim Egzamin Dojrzałości. Przepraszam bardzo, ale jaki to wielki egzamin dojrzałości? Dojrzałość kojarzy mi się z wkroczeniem w wielkie, dorosłe życie, gdy ma się 18’ście lat i jest się tzw. „młodym/głupim dorosłym”. Wtedy wszyscy jesteśmy Paniami i Panami Świata. Brzmi nieco znajomo, nie? A matura i egzaminy jej podobne – w moim wypadku to były A-levels – zaledwie sprawdzają naszą wiedzę. Wiedzę, którą przekazują nam nauczyciele. A jeśli oni nie potrafią nauczać, to kaplica. Sama się spotkałam z takim przypadkiem na studiach, gdy wykładowca nie potrafił wytłumaczyć niczego auli 300+ studentów. Niejednemu z was pewnie przytrafiła się podobna sytuacja.
Wtedy następuje przeklęta frustracja. Na własną bezsilność i debilność. Ale to dopiero początek. Życie nie kończy się na maturze, czy też studiach, tylko toczy się dalej. W ciągu X lat, doznajemy tych przepięknych wzlotów, gdy chce się krzyknąć, zrywając sobie gardło, że jest się bogiem. W takich momentach czujemy się nieśmiertelni, nic nie jest w stanie nas powstrzymać, wydaje nam się, że tak jak wtedy, przez resztę życia jesteśmy w stanie przejść niczym buldożer.
G ó w n o   p r a w d a .
Bo wtedy znienacka do akcji wkracza  Ż Y C I E  w przebraniu jakiegoś tandetnego hipstera i wszystko ci pierdoli. A ciężko, oj ciężko jest się podnieść, gdy zaledwie przed chwilą władało się światem. Nikt nie jest niepokonany. Każdego z nas czeka ten ostry cios w brzuch, kiereszujący jego wnętrzności, przyprawiający o odruchy wymiotne.
Czujecie to? To przeklęte życie, odbiera właśnie swoją własność. Całe szczęście, nawet przeklęte buldożery znikają niczym niechciana zjawa. Paradoksem jest, że bardziej tęsknimy za tą zjawą, niż za rzeczywistością.
            Kończy się bujanie w obłokach, bo życie postanowiło wepchnąć na pierwszy plan coś tak okrutnego, jak rzeczywistość, która jest paskudna, brudna i ociekająca niepowodzeniami.
            I to właśnie wtedy, jak to kiedyś śpiewała Maryla Rodowicz, mamy ochotę wsiąść do pociągu byle jakiego. Zresztą nieważne, czy to jest samochód, pociąg, samolot czy nawet rower, albo zarąbiście długi spacer. Nie pogardzimy niczym, dzięki czemu ponownie (chociaż na tę głupią chwilkę) wsadzimy głowę w wysokie chmury i wrócimy do wyimaginowanego życia.
            Ile razy powiedzieliście sobie: mam dość, spieprzam stąd?              
Wiele razy marzyłam o beztroskiej podróży, z plecakiem zarzuconym na plecy. Nie liczyłoby się nic oprócz tamtej chwili i łutu szczęścia.
            Ale wtedy przychodzą niechciane głosy: rodziców, partnera, przyjaciół, znajomych.
            (za co chcesz jechać?)
            (za co się utrzymasz?)
            (jak opłacisz bilety?)
            (co będziesz jeść?)
            (a  P R A C A ?)
            (a jak ktoś cię zaatakuje?)
            I wtedy na serio masz ochotę wszystkim pieprznąć w kąt.
            I egzystujesz, tak po prostu. Ponieważ tak trzeba, bo wypada, bo takie właśnie jest życie i ta cholerna rzeczywistość, którą w tej chwili gardzisz.
            Potem znowu jesteś panem świata, bogiem… i tylko czekasz, aż życie znowu ci przywali i będziesz ryczeć głośno w poduszkę.



Szablon wykonała Sasame Ka z Sayonara Namida